Z pamiętnika młodego medicusa

niedziela, 21 lutego 2016

Dawno dawno temu

Dawno dawno temu mnie tu nie było.
Zycie płynie.
Nie do końca szczęśliwie, ale stabilnie. Więc chyba dobrze.
Pieniędzy brak, wiedzy brak, ślub coraz bliżej, a my osobno jakby dalej.
Tzn. ja osobno, M. z rodziną.
Minęły kursy przedmałżeńskie, a ja mam wątpliwości...
O przyszłość - bo nie mamy perspektyw, tzn, ja mam - pracę, on- nic.
Ja mam samochód. On nie ma
Ja mam dom, On nie ma
Ja mam jakieś tam fundusze, On nie ma
Ja chce żyć, On wegetować
Ja chce coś ambitnego, On nie
Ja proszę, On słucha, robi, ale za późno.
Ja myślę, że mogę mieć dzieci, On - nie do końca, sam jest dzieckiem.
Jestem Ja i jest Ona- to nie żona, bez ż to tylko Ona- jak mówi nowy ciekawy slogan reklamowy.
Bo jest ONA- jego rodzina. Z pretensjami, wiecznymi żalami. Walką o Niego
A ja jestem już zmęczona. Już!
Kocham go, ale wiem, że coś nie gra.
Ja chce iść na przód- zamieszkać. On nie.
Zostawia mnie samą, ze wszystkim. Potem idzie na łatwiznę.
Niech ja znajdę mieszkanie, on wprowadzi się po ślubie. A najlepiej takie, by jemu dobrze było do pracy jeździć.
Kursy dały nam trochę do myślenia. Były łzy i gorzkie słowa- powiedziałam, ze w tym narzeczeństwie jestem samotna. Bo jestem definitywnie, Nie rajcuje mnie nic.
Nie tęsknie nawet, a moje libido jest poniżej zera.
Mówię, co mi się nie podoba. Mówię, że chore jest to, że nasza starsza życzy nam źle. Jego mama wypomina, że ciągle nie ma pieniędzy oraz powoli wtrynia się. Brat, który ma 18 lat śpi dalej z nią w jednym łóżku!
A M. nie widzi w tym nic, a nic złego. To ja jestem marudna.
Bo to ja jestem problemem w ich rodzinie od kiedy pojawiłam się. Bo zaczęły się problemy, bo mam swoje zdanie, bo M. ma mniej czasu, mniej pieniędzy.

Jestem zła na Boga, jestem i mam pretensje.
Taki mam teraz okres w życiu.
Nie oceniajcie mnie, ani M.
Wystarczy, że zdaje sobie sprawę.
I choć wiem, że wdeptuje w gówno, dalej wierzę.....że ułoży się.
A jak nie, to odejdę po jakimś czasie.
Taki mam plan. Zrobię wszystkim na złość i pokażę swą siłę.

7 komentarzy:

  1. Owszem, możesz odejść po jakimś czasie. Byle przed ślubem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jeśli odejdzie po, to co?

      Usuń
    2. Jeśli odejdzie po, a potem spotka prawdziwą miłość, to już z tą prawdziwą miłością nie pójdzie do ślubu w kościele w białej sukni. Ale jak słusznie kiedyś zauważyłaś, nie powinienem tu się wypowiadać na tematy związane z podejmowaniem przez Małą Mi decyzji życiowych takich jak wybór mężczyzny na całe życie. Więc już milczę.

      Usuń
  2. Kochana. A ja bym się zastanowila, czy naprawdę warto. Czy pokazujesz swoja sile, nie wycofujac się, a moze jednak slabosc? Moze lepiej wziac kartke i zimno wypisac plusy i minusy. Co tracisz, a co zyskujesz? Czy oni naprawdę sa warci, tego, zeby pokazujac im swoja sile, spieprzyc sobie zycie? A moze to ich wlasny problem ze Cie nie doceniaja, i nie musisz ani im, ani sobie niczego udowadniac?
    Malzenstwo to nie jest jakis nic nie znaczacy szczegol. To się bedzie ciagnac za Toba do konca zycia- w oczach Boga, w oczach ludzi i w Twoich wlasnych wspomniniach.
    A do Niego nie masz miec o co zalu. W koncu idziesz swoja wlasna droga, dokonujesz swoich wlasnych wyborow. Chyba już daleko od Niego ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie trochę przeraża czytanie, że ktoś na tym etapie już ma dość. Nie znam się na związkach, wiem tylko, że wolę być sama niż gdybym miała być z kimś, w kim nie mam oparcia, a tylko dodatkowe zmartwienia. Od rodziny można się odciąć, można kogoś do czegoś przekonać, ale nie zmienisz człowieka, jeśli on tego sam nie zechce.
    Ale jeśli chcesz próbować, to powodzenia, może uda się przezwyciężyć problemy, będzie wam się układać i będziesz mogła z satysfakcją stwierdzić, że jednak było warto.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz co, ja w narzeczeństwie miewalam wątpliwości. Tylko że raczej wtedy problem był we mnie.
    Gdybym jednak była w takiej jak Ty sytuacji, zakończyłabym to. Z perspektywy kilku lat małżeństwa powiem Ci - nie licz, że on sie zmieni, że jego rodzina się zmieni. To tak nie działa. Odpowiedz sobie na pytanie, czy to uczucie pozwoli Ci znosić to wszystko przez cale życie. Bo miłość to tez wzajemne wspieranie się, zaufanie, bycie po tej samej stronie barykady bez względu na sprzeczki, kłótnie, gorsze dni...
    Wydaje mi się, że tu najtrudniejsze jest to, że Wy nie jesteście razem w obliczu trudności i napięć. Pomyśl o tym. I życzę Ci siły, bez względu na to, co zrobisz.

    OdpowiedzUsuń