Z pamiętnika młodego medicusa

wtorek, 12 stycznia 2016

Moje katharsis....

W pracy bywają różni ludzie wiadomo, ale czasem trafia się naprawdę jak kulą w płot.
Wystarczy taka osoba, by zaburzała całą pracę zespołu, a przede wszystkim truła , podważała zdanie i miłą atmosferę.
Jest taka osoba. Wydaje jej się, że jest super-mądra, nieomylna. Utwierdzają ją w tym wszyscy, ciągle mówiąc, jaka ona mądra i pytając czasem o radę. Owszem, ma wiedzę i jest mądra.
Ale to, że zachowuje się ta persona, jak wredna sucz, to druga sprawa.
Nie przepadam za nią, bo truje wszystkich.
A raczej ma jakieś problemy na tle własnego ega.
Dowala np. o sylwetkę, o wiek, o urodę. Oczywiście mnie sobie wybrała jako taką, na której może sobie poużywać, bo jako najmłodszy członek zespołu , nie podskoczę, a oprócz tego i taki mam charakter, że nie potrafię odgryźć się. A więc ma pole do popisu, a prócz tego podwójną przyjemność.
Złośliwi co krok, np. że staro wyglądam, na tyle co ona, czyli na 40-tke. Jak przyszła wiadomość, że kto ma dzieci to przysługuje mu pewne gradienty, i jedna z lekarek zapytała się, co to przyszło, ta rzecze: że i tak jej tego nie dotyczy, bo nie ma dzieci....
Było to strasznie chamskie. Obłudne i złośliwe. Jak można świadomie, z premedytacją zrobić komuś przykrość? To, że ktoś nie może, nie znaczy, że nie chciał. A łatwo to wyczuć, kiedy wychodzi się lub omija tematy, gdy pozostali mówią o swoich pociechach...
Babka, ta chyba, musi być strasznie zakompleksiona, i ogólnie nie lubiana i w dzieciństwie i później. Bo ciężko inaczej to wyjaśnić. Ogólnie to źle jej z oczu patrzy- tak złowieszczo, tak...hmmm, czekająco aż komuś noga powinie się, bo nic tak nie cieszy jak czyjeś nieszczęście.... Tak właśnie patrzy.
Zero emaptii. Zero pomocy. A czepia się o wszystko, że jeszcze leków nie przepisałam (choć guzik mnie powinno obchodzić jej sala, a przez dodatkowy nakład pracy, jaki jej się nie chce zrobić, obarczając mnie, nie wyrabiam się. A jak chce coś później, to jak jej nie pasuje, to emanuje pokazem, jak to robi za mnie, by dokopać), że ktoś daty nie wpisał na jej wypisie, nawet, że źle karty czy historie są niepoukładane.
Czepia się WSZYSTKIEGO. Że źle wypis, za długo. Żeby każdą rodzinę odsyłać do szefa ( przecież informacji udziela prowadzący, a ja jakby coś to proszę o pomoc taką starszą lekarkę, kierowniczkę). Specjalnie błędnie podpowiadała, jak coś zrobić, na co wypisać pacjenta. Podważa autorytety innych. Wywalone ma na wszystko i wszystkich. I chwali się, że jest taka złośliwa, taka zołzowata (sic!). I zawsze wszystko sama, złości się, jak ma sporo pracy-bo wcześniej obijała się i wyżywa, a jak mówię, że jej pomogę, to nie, bo da radę sama. I znów piekli się. Próbuje udowodnić coś sobie,a najpewniej reszcie.
Najlepiej to wszystko za nią robić- albo, by sama nic nie robiła. Jeciu, jaki był spokój i bez stresu, jak jej nie ma. Strasznie mnie wkurza.
Nie wspominając, że ja czuję się, trochę tam, jak na wyścigu szczurów, a tego najbardziej obawiałam się. I moje koszmary dosięgają mnie. Wyścigi szczurów, atmosfera średnioprzychylna, ciągły pogon za wypisami i punktami, środowisko geniuszy....
Brakuje mi szpitala stażowego, gdzie nie było przerostu ambicji nad treścią... gdzie można było po ludzku zapytać i każdy doradził, bez stresu, bez podważania, bez skrzywienia....
Albo Bóg pokierował mnie , bo chciał dla mnie najlepiej i wie, że będzie dobrze, albo to moja pokuta i katharasis.....
Po miesiącu dalej nie ogarniam, dalej nie czaję wielu, tak za wielu spraw,,,,
A może po prostu jestem zbyt przytłoczona tym nadmiarem i dlatego?? A może stłamszona tymi ludźmi??
A może jestem tępa?? Nie mam wiedzy, o czym przekonuje się każdego dnia....
Dno. Mam dołek. Serce mnie boli i gniecie, krew już mi poleciała z nosa nieraz, słabo często mi jest, dopadają  mnie migreny... A jak wracam, to nie mam ochoty patrzeć w książki i czytać. Chce zapomnieć, chce być w innym świecie. Siadam do kompa i tak marnuje czas. A wigoru nie mam, a tym bardziej ochoty na nic. 
Mam 26 lat, czuje się na 40-tke i tak pewnie wyglądam, skoro mi tak cisną.
A ja jeszcze bardziej stresuje się, zaczynam jąkać i robić masę niepotrzebnych błędów.

Walczę z wiatrakami... tymi ludzkimi, tymi medycznymi, tymi magicznymi.


To moja pokuta, to moje katharsis....

4 komentarze:

  1. Nie rozumiem takich ludzi, a tym bardziej gdy otwarcie się przyznają i są dumne z tego, że wredne. Czasami kogoś może denerwować, że ktoś młodszy czegoś nie wie, może nie mieć cierpliwości, ale chyba powinno być wiadomo, że jeszcze się uczysz. A uwagi osobiste to już podchodzą pod mobbing...
    Nie rozumiem też, że wszyscy ją utwierdzają w przekonaniu o własnej wyższości, bo aż się prosi, żeby się czepiać - ma jakąś władzę, że tak wokół niej ludzie skaczą?

    OdpowiedzUsuń
  2. Mała Mi, a może to Ty jesteś właśnie tą osobą, która truje i psuje miłą atmosferę? Czytam już Twojego bloga trochę czasu i właściwie każdy post to wylewanie jadu na innych ludzi - znajomych na studiach, współlokatorów, współpracowników, rodzinę a nawet Twojego chłopaka... Często jest tak, że dostajemy od innych ludzi tyle samo co od siebie dajemy- przemyśl to, może to w Tobie jest problem. Bo jak do tej pory zdajesz się uważać, że wszyscy ludzie są źli i uwzięli się, żeby Ci zepsuć życie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ehhh... To widzisz u mnie była blondi, starsza o 2 lata ode mnie, robiąca doktorat i choć mało z nią miałam styczności i prawie nie rozmawiałam w pracy to uwag do mojej pracy miała najwięcej i poleciała do sekretarki obrobić mi tyłek a potem razem poleciały do dyrektora. Jak się okazało dzieciom za gęsto zupę nalewałąm :P i zwolnili mnie :) Więc zawsze jakaś żmija się trafi.

    OdpowiedzUsuń