Dawno mnie tu nie było. To znaczy na bieżąco staram czytać się posty, jednak sama nie miałam ochoty nic pisać. Albo miałam , ale za dużo i w końcu poprzestawało na niczym.
Tak w skrócie opiszę może kilka spraw. Mam już 26 lat. I bliżej mi 30 niż dalej. Przerażające:P
Bo ja wcale nie czuję się dorosła. Ale poczuwam brzemię odpowiedzialności w zawodzie.
Przede mną wybory. Życiowe. Kolejne życiowe.
Jestem teraz na internie. I w końcu to jest to co lubię. Pracuję i uczę się. Choć wiele nauki przede mną. Jednak jestem w stanie poprowadzić "łatwiejszego" pacjenta. Przynajmniej tak wydaje mnie się.
Wielu stażystów ciągle narzekało na specyfikę interny i osób tam pracujących i całego systemu. Owszem, system jest do bani, ale ja odnajduje się i mało tego- ciągle jestem chwalona! Normalnie obrastam w piórka, aż mi głupio.
Po prostu trzeba być ogarniętym i chcieć pracować, a nie lenić się czy obijać. I troszeczkę mieć oleju w głowie. Proste. Myślałam, że ci ludzie są naprawdę mądrzy i lepsi- jakże się myliłam. :)
Plus +50 do osobowości i ego - śmiało mogę sobie dodać :P
Ogólnie to wspominają, że chcieliby mnie na oddziale na rezydenturze. Strasznie mi miło. Ale mam obawy pewne....
A mianowicie:
1. Jako najmłodszy, ponieważ innych rezydentów nie ma, albo już starsi są, byłabym wykorzystywana - podaj, przynieść , pozamiataj. Dalej traktowano by mnie jak "stażystę". Widząc moje zaangażowanie i brak asertywności zostałoby to wykorzystywane nagminnie.
2. Sprawa dyżurów- mało kto chce dyżurować, a mnie od razu by wpakowano po wiele dyżurów, a tego nie chce- nie tylko na małe doświadczenie i wiedzę, ale także na to , że nie mam ochoty jak niektórzy lekarze mieć po 10-17 dyżurów. Dodam też, że płaca za dyżur jest o 1 zł wyższa od pielęgniarskiej, co jest dosłownie kpiną (dziwią się, że nikt nie chce pracować im?). Zmuszeni są też młodzi lekarze do przechodzenia na kontrakt z dyżurami albo otwarcia działalności gospodarczej. (opłaca się to tym co pracują w kilku miejscach, albo mają własne gabinety. Mnie na pewno nie będzie to uśmiechać się).
3. Mała szansa rozwoju- wszystko zgarnia szef i jego zastępczyni- tzn. usg, ukg i inne wszelkie nauki związane z badaniami, które mogą być przydatne w przyszłości do własnej praktyki. Oprócz tego wszelakie konszachty w szpitalu i na oddziale- swoi pacjenci przyjmowani, VIPy dyrektorskie, klienci ich etc. Ty nie możesz.
4. Niska możliwość podejmowania decyzji- wszystko przechodzi przez ręce szefa.
5. System pracy- śmieszne druczki, co innego pisemnie , co innego do komputera, program medyczny, który nie działa w żaden sposób, brak biurek i własnych miejsc pracy, komputerów, drukarek, kompatybilnych sterowników etc. Informatycy, którzy nic nie umieją naprawić. Codziennie ciężko mi usiąść do komputera i rozpocząć swoją pracę, a to bardzo spowalnia i przeszkadza w wykonywaniu obowiązków.
6. Inni pracownicy służby zdrowia- od pań pielęgniarek, które są rozwydrzone i niemiłe, a przede wszystkim nic nie robiące i rozlazłe. O wszystko samemu trzeba zadbać- nie powiedzą ci jak nie pobiorą badań, jak nie zrobią ekg (wręcz TY sama powinnaś to robić, mimo, że nie należy to do twoich obowiązków, a nawet do tego stopnia, że nie wiedzą, do jakich probówek pobrać krew na morfologię - a przecież to one przede wszystkim uczą się tego, a nie ty!Ale ty masz wiedzieć, boś lekarz) Laboratorium, które ma problemy z systemem i nie wydaje wyników, brak radiologów do opisywania badań etc etc. Brak parkingów, zaplecza socjalnego i innych przydatnych rzeczy.
7.Wojna internistyczno-chirurgiczna. Konsultacje i wzajemne wpychanie sobie pacjentów.
8. Naczelny szef szefów, który jest chorym i cholerykiem, a do tego prostakiem i burakiem, wyzywającym lekarzy i przeklinającym. Każdy go boi się i to dosłownie. Nie chce rezydentów, bo musi jednak coś im do dyżurów dopłacić. I który obiecał rok temu jednej dziewczynie chirurgię, po czym tydzień przed pracą jednak rozmyślił się. Bez dyskusji.
9. Personel nie-medyczny- który nosi się i jest ważniejszy od wszystkich innych- pyskuje, donosi i rozdziera się. Bo w końcu administracja i inny personel w szpitalu , odnoszę wrażenie, że jest najważniejszy. A ciebie za śmiecia mają. I powinnaś im kłaniać się w pas.
10. Brak możliwości ukończenia pod specjalizacji, bo jedna osoba ciągle robi jakieś specki, ma ich już chyba z 4 . Sama twierdząc, że nie będzie mnie się chciało później robić(taaaa a jej się chce? )
To chyba najważniejsze punkty i argumenty przemawiająca za nie.
A za tak?
1. Znałabym wszystko i wszystkich. Wiedziałabym, gdzie uderzyć i do kogo o pomoc.
2. Atmosfera jest całkiem fajna.
Jednak nie wiadomo, jak będzie gdzie indziej. Może okazać się gorzej. Mimo zgody, mogą mnie nie przyjąć. I wiele innych czynników- atmosfera, wspólna pomoc koleżeńska etc. Różnie z tym bywa.
Wiele osób mi odradza geriatrię, mówiąc, że marnuje się. Sama nie jestem przekonana o tej drodze życia, ale jest wiele argumentów, które przemawiają za. Ale to tym w kolejnym cyklu.
Z innej beczki: Koleżanka jedna odwołała ślub.
Z innej jeszcze: urlop za 2 tygodnie i czekają nas góry stołowe :)
Z kolejnej : uczę się do LEKu..... Nie zdążę z materiałem.
Z innej: Rum. Koniec.
Papap, do usłyszenia moich bzdur z życia :)
*tytuł posta nawiązuje do roku jaki minął podczas stażu (za szybko, nawet nie wiem kiedy!), do tego, że jestem rok starsza, do doświadczenia jakie nabyłam , niż to kiedy zaczynałam i do tego, że uleciały mi , nie wiem gdzie, dwa tygodnie i ciągle odnoszę wrażenie, że jest połowa lipca <sic!> .
To i dobrze, że Ci tam się powodzi na oddziale. Może warto jednak spróbować tam na rezydenturze? Wszędzie będą jakieś plusy i pełno minusów tak naprawdę. A skoro tu Ci proponują, to warto to rozważyć. Chyba nie każdemu się proponuje...
OdpowiedzUsuńNie każdemu, jednak oficjalnie nie było rozmowy, tylko takie gadanie.... A była dziewczyna, co miała zapewnione przez głównego dyrektora rezydenturę. Złożyła podania. Wszystko było gotowe, miała przyjść do pracy i tydzień przed pan dyrektor rozmyślił się- ot co. Jej marzenia legły w gruzach, przez rok nie mogła zacząć rezydentury. Dorabiała gdzie popadnie. W końcu zaproponowano jej inną pracę... Więc sama widzisz- nie da się zaufać tym ludzią.
UsuńP.S czekam na zaproszenie do bloga, chyba, że nie chcesz ... :(
A jestem pewna że Ci wysłałam adres mailem jak pisałaś :) Sprawdź sobie maila z 8.07 ;)
Usuń